Jak za długo patrzysz w otchłań, to otchłań patrzy w Ciebie...

Proszę, kliknij zanim zaczniesz czytać. :) 












Zbyt często pozwalamy na zbyt długo pozostawać w naszym życiu czynnikom, które nie dają nam szczęścia. A przecież w dobie wszechobecnych "żyj i bądź szczęśliwy" i "trzymaj życie w swoich dłoniach", powinniśmy wiedzieć, że trzeba takie elementy eliminować. 
Tymczasem dopiero mocny kopniak zmienia nasze nastawienie i uświadamia, że czasem to nie kwestia poddania się czy wytrwania w trudzie. To kwestia zatruwania sobie życia lub pozwolenia sobie być szczęśliwym. Zbyt wiele już było przypadków gniecenia w sobie złych emocji, które skutkowały tylko szaleństwem. Zło da się eliminować dobrem, nawet tym wykrzesanym z nas na siłę. To jak iskra. Jedna, najmniejsza potrafi spalić wszystkie te pieprzone śmieci, które zalegają gdzieś z tyłu głowy. 













Anonimowi masochiści po prostu pozwalają sobie na to, aby stać w miejscu i nic nie zmieniać. Bo "są silni". W praktyce wygląda to tak, że wcale nie stawiają czoła wyzwaniom, tylko patrzą w otchłań. I myślą tylko o tym, że jest źle. W otchłani trzeba świecić światło, a nie wytężać wzrok, myśląc, że przyzwyczai się do ciemności. O ile można coś zmienić, to trzeba to zrobić. Owszem, to szlachetne - trwać nieugięcie. Ale jakże mądre jest przyznanie się, że z czymś nie daje się rady i pozwolenie sobie samemu na zmiany. 





Narzekanie i negatywne nastawienie wchodzą w nawyk. Nie można pozwolić otchłani patrzeć w siebie. To my otchłań mamy kontrolować. Wystarczy zaświecić zapałkę. 







Komentarze

Popularne posty