Nothing lasts forever.

A więc minęło wspaniałe 11 dni. 11 dni pełne słońca (chociaż deszcz też nam towarzyszył), uśmiechów, zdjęć, niezapomnianych wspomnień, mrożonych jogurtów, przemiłych sprzedawców czyhających tylko na naiwnych turystów, 11 dni pełne dobrej zabawy, morskich fal, których oczywiście unikałam przez brak umiejętności pływania, 11 dni pełne spacerów, szukania promocji w sklepach i oczywiście pełne szczęścia. 
Mimo tak wielu plusów mam wrażenie, że obóz trwał za długo. Oczywiście uwielbiam podróżować, ale zawsze mam świadomość, że omija mnie coś, co dzieje się tutaj. No i oczywiście tęskniłam niesamowicie za Polską, za Moimi ludźmi, za ciągłym narzekaniem Polaków na wszystko. Do tego muszę poskarżyć się na FunClub za fatalną organizację (która na szczęście nie przyćmiła wszystkich plusów wyjazdu). Ale na ten temat rozpisywać się nie będę. 
Oczywiście spełniło się moje marzenie z dzieciństwa. Wizytę w Disneylandzie uważam za absolutnie udaną. Wieżę Eiffla również zapamiętam pozytywnie, pomimo ogromnego zmęczenia, które towarzyszyło podczas wchodzenia na górę. 
Sam paryski klimat urzeka. Moulin Rouge, piękne mosty, urocze kamienniczki i tak, tak, to, co najbardziej kojarzy się z Paryżem - zakochane pary. 
Tak czy tak, został ostatni tydzień i byłoby fatalnie, gdybym nie wykorzystała go, jak należy. Pogoda w Polsce na szczęście nie psuje humoru, chociaż przy hiszpańskich temperaturach, tutaj pogoda raczej jesienna, ale mam nadzieję, że parysko-hiszpański nastrój pozostanie ze mną do końca tych wakacji. 
Dzielę się dzisiaj zdjęciami z Francji, bo jest ich zdecydowanie mniej niż z Hiszpanii, ale kiedy tylko znajdę czas, żeby się tym zająć, udostępnię też fotorelację z Lloret i Barcelony. 
Planuje też skleić filmik i dodać go na kanał, ale myślę, że to może trochę zająć...






romantyczny obiad na Wieży Eiffla


















Pozdrawiam i życzę udanej reszty wakacji!

Komentarze

Popularne posty