Mszczą się słabi. Nawiedzeni chcą Cię zbawić.


Czasami szarpią nami zbyt silne emocje, I mówimy za dużo, za głośno, zbyt dobitnie. Jestem emocjonalna. Kurewsko. I łapię się bardzo często na tym, że mówię słowa, które wcale nie grają z moimi myślami. Ba! Są zupełnie przeciwne. Bo tak. Tak dla zasady. Żeby dać komuś nauczkę, żeby ktoś pomyślał, że traktuję go jak totalne gówno, żeby się zemścić. I, paradoksalnie, najczęściej dotyka się takimi przykrościami najbliższe sercu osoby. Bo nie można znieść myśli, że to właśnie Oni mogli zadać nam największy ból. Ale mszcząc się stajemy się wobec nich tymi samymi potworami, którymi Oni byli dla nas. Mszczą się słabi. I nie chodzi o to, żeby się wycofać. Bo nie na tym polega życie, Nierozwiązany problem dalej jest problemem. Chodzi o to, żeby ugryźć się w język. Żeby nie ranić niepotrzebnie. A ja dalej nie opanowałam tej umiejętności - nie umiem czasem dać sobie po twarzy i stwierdzić, że lepiej się nie odezwać. Relacje powinno się naprawiać, a nie doszczętnie niszczyć... Chociaż fakt, że czasem nie ma czego naprawiać. Często niestety nie potrafię wyczuć, co jest już kompletną ruiną, a co nadaje się tylko do remontu. Może właśnie dlatego czasem uniemożliwiam remont, sama robiąc z jakiejś relacji ruinę. Zycie mam jedno. I wiem, że jest zbyt krótkie na to, żeby się mścić. Właściwie jest zbyt krótkie na cokolwiek. Dlatego nie warto być słabym, tylko nawiedzonym. 







Stoję już. Balansując co prawda pomiędzy moim wymarzonym szalonym i nieprzewidywalnym życiem, ustatkowanym jeżdżeniem z zapiętymi pasami, a życiem z kimkolwiek innym, ale podniosłam się. I to najważniejsze.





Komentarze

Popularne posty